Obiecanki-cacanki. Słowo na temat postanowień noworocznych

Koniec roku. Każdy śpieszy do tego, żeby wymienić kalendarz na nowy i zapełnić go terminami do nadgonienia, ambitnymi planami podszkolenia się w tym czy tamtym, znalezienia drugiej połówki tym razem to na amen, transformacji swojego wyglądu na kształt tej laski co ma 10000k polubień na Instagramie, kolejnego języka obcego, bo konkurencja nie śpi. Po Nowym Roku siłownie pękają w szwach, w korpo wszyscy jakby bardziej przyjaźni i zmotywowani, kursy językowe przeżywają oblężenie. Wszystko to na fali noworocznych postanowień. A tymczasem mija styczeń, luty i przychodzi wiosna. Wtedy jakoś poziom entuzjazmu spada, Duże plany wgniatają w ziemię i głos gdzieś w tyłu głowy szepcze: “Cienki Bolek z Ciebie. Jak zwykle nie wyszło?”.

A może by tak zacząć powoli. Wziąć głęboki wdech i zrobić pierwszy krok, który często i tak wiele kosztuje. Ale jeden mały krok do przodu wnosi na tyle dużo dobrej energii, że mamy siłę na to, żeby postawić następny, już z większą dozą zdecydowania i pewności siebie. Gdy opanujemy już te tiptopowe kroki, decydujemy się na regularny chód z głową uniesioną do góry, bo przychylny wiatr wieje w nasze żagle. Potem kolej na zdecydowany marsz i przyśpieszenie tempa, teraz już wiemy jaki kierunek obraliśmy i za wszelką cenę chcemy podtrzymać ten dynamizm ruchu. Następnie pora na bieg, stopy pewnie trzymają się ziemii  i wykonują morderczy wysiłek w stronę celu, który jest już na wyciągnięcie ręki. Adrenalina się podnosi, poziom endorfin wypełnia całe ciało i  uwaga… dotarliśmy!

sports-768430_1280

Głęboko wierzę w to, że metoda małych kroków zdaje większy egzamin niż na wstępie serwowanie sobie BHAG’ów (Big Hairy Audacious Goal), które nas w rezultacie onieśmielają i wbijają w ziemię zanim jakiekolwiek działanie zostaje w ogóle podjęte. I nie zrozumcie mnie źle, jak najbardziej jestem za tym, żeby stawiać sobie duże wyzwania według maksymy: “If your dream doesn’t scare you, it’s not big enough”, ale na Boga, przynajmniej formułując sobie cele prowadzące do zrealizowania tego marzenia bądźmy dla siebie wyrozumiali. Bo przecież Rzymu w jeden dzień nie zbudowano. Dajmy sobie czas i wybaczmy to, że wyniki nie pojawiają się od razu. Droga do celu jest kręta i pełna wybojów. Doceniajmy każdy mały sukces, bo to zawsze zbliża nas o krok do finału. Tego właśnie nam życzę w następnym roku: odwagi w postawieniu pierwszego kroku i cierpliwości w stawianiu następnych. Świat wmawia nam, że wszystko jest osiągane tu i teraz w imię fast-culture, ale to złudzenie sprzedaje się dobrze tylko na okładkach dopieszczonych photoshopem magazynów czy w wyreżyserowanych kadrach zdjęć  z Instagrama. Nikt nie chce dociekać co za tym sukcesem tak naprawdę się kryje, bo kogo interesuje backstage skoro wszystkie oczy i tak zwrócone są w kierunku sceny?

A Wy co myślicie o pułapce postanowień noworocznych: robić je czy nie robić?

woman-street-walking-girl

13 thoughts on “Obiecanki-cacanki. Słowo na temat postanowień noworocznych

  1. A ja co roku planuje, ale kolejny rok z moim celami, nie które mam już od jakiegoś czas. Jednakże myślę, że jeśli czegoś chcemy to powinniśmy dać sobie czas, na zastanowię się nad tym, zapisać, ułożyć plan, zdecydować czy na pewno tego chcemy, a nie rzucać się w wir postanowień noworocznych bez namysłu.

    Liked by 1 person

    1. Nikt nie powiedział, że istnieje jakiś konkretny zapas czasu na realizację danego marzenia. I faktycznie czasem warto skupić się na pół-środkach, wybrać dłuższą, lecz bezpieczniejszą drogę, żeby faktycznie się przekonać czy obrany cel jest tym czego tak naprawdę chcemy 🙂

      Like

  2. Nie wiem czy “postanowienia” to akurat dobre słowo, ale warto mieć cele i marzenia. Postanowienia kojarzą mi się z czymś sztywnym. Lubię mieć cel, ale nie zakładam sobie jaka będzie droga do osiągnięcia tego celu. Dużo zdrówka, radości, uśmiechu i ciekawych pomysłów w nowym roku:)

    Liked by 2 people

  3. Zgadzam się! Cel, który służy jako kompas, a już sama droga dojścia do niego może ulec modyfikacjom w trakcie 🙂 Dziękuję za życzenia! Oby ten rok przyniósł nam dużo inspiracji i dobrych momentów 🙂

    Like

  4. Dzień dobry 🙂 Zgadzam się z Tobą, co do skuteczności metody małych kroków. Ale… z mojego doświadczenia wynika, że gdy planujemy osiągnięcie jakiegoś celu, dużego celu, małymi etapami… i uwzględniamy przy tym innych ludzi (tak, chodzi mi o partnerów życiowych), to musimy się upewnić, że oni postępują podobnie (a nie są trutniami, którzy chcieliby tu i teraz, ale wstydzą się przyznać do własnej głupoty), bo gdy pod koniec wszystko się wali, to walą się nasze fundamenty, starannie pielęgnowane z każdym małym krokiem.
    Chyba… tak mi się wydaje.

    Liked by 1 person

    1. Wydaje mi się, że to jest clue sprawy. Jeśli marzenie jest tylko i wyłącznie Twoje (a nie współdzielone z partnerem), to nie można pozwolić na to, żeby ta druga osoba ingerowała w proces realizacji tego celu, marzenia. Bo to jest Twoja droga, Ty jesteś za nią odpowiedzialny i Ty zbierasz końcowe efekty. Ale z tego co piszesz to pewnie chodzi o wspólne cele w związku – jest to temat, który przeżywałam na własnej skórze i jestem chodzącym antyprzykładem tego jak działać nie należy. Zgadzam się z Tobą całkowicie – dużo łatwiej idzie się z osobą, która wybiera zbliżony cel i sposób dojścia do niego, żeby się nie okazało, że gdy Ty idziesz zdecydowanym marszem, druga osoba chce biec sprintem i zawsze ktoś na tym traci.

      Liked by 1 person

      1. “antyprzykładem tego jak działać nie należy” – podwójne zaprzeczenie. Czyli, że co, że jak najbardziej należy brać z Ciebie przykłąd? 😀

        Like

    1. Ta “mała prowokacja” jak ją określiłaś, zderzyła się z moją męską, trywialną logiką. Zrobiła “łup”, rozległo się “trzask” no i podświadomość się obudziła. Koniec końców musiała zauważyć bałagan na podłodze, a wtedy… wtedy obudziła się ciekawość.
      Tak więc tego, gratuluję! Działasz nie tylko na podświadomość, ale również na ciekawość.

      I możemy udawać, że to było specjalnie 😀

      Liked by 1 person

Leave a comment