-A co jeśli nigdy nie wydarzy się to co powinno się wydarzyć? Co jeśli ten cały wysiłek okaże się nadaremny?
-Wiesz, może po prostu chodzi o działanie. Działasz więc jesteś. Pokonujesz stumilowe kroki, mierzysz się ze sobą, przesz do przodu, by w końcu dopiąć swego, a jeśli nie to przynajmniej nie musisz się już zastanawiać co jest po drugiej stronie.
-Marna pociecha. Zawsze chodzi o jakąś formę gratyfikacji. Coś co osłodzi ten trud zmagań, masę wyrzeczeń, boleść upadków. Jeśli nie to po co w ogóle zaczynać?
-Mnie nie pytaj. Ja tu tylko przysłowiowo “sprzątam”. Po co zaczynać? Bo tylko drzewa stoją w miejscu, ale mają solidną podstawę. Trochę życia do przeżycia zostało, poruszać się trochę nie zaszkodzi. Przed nami splot mnogich dróg, każda może nas zaprowadzić do innego finału. Choćby z tej wrodzonej ciekawości mogłabyś ruszyć przed siebie. A nuż, coś Cię po drodze zaciekawi, doda pomysłu co, jak dalej. Chodzi tu o smak przygody.
-Teraz mówisz do rzeczy. Ale przecież tak trudno nie budować żadnych projekcji na przyszłość. To niemalże kwestia przetrwania: wykoncypowanie sobie siebie, deklinacja swojej osoby przez wszystkie możliwe przypadki, by wybrać ten najbardziej optymalny. Zrezygnowanie z tego daje poczucie niekompletności, zagubienia. Bo kim jestem bez planu na siebie, bez skonkretyzowanych widoków na przyszłość?
-Jesteś sobą. Kimś kto doświadcza, próbuje, buduje, burzy, zawraca, nadgania. Po prostu ŻYJE. Życie to wbrew pozorom całkiem prosta i przyjemna gra, którą zbyt często sobie sami gmatwamy. A jakby tak dla odmiany brać życie jakie jest?
-(…) Czekaj, daj mi chwilę. Pójdę trochę odkopać to zasiedziałe drzewo.
Continue reading “#Do poduszki: W pułapce oczekiwań” →