Kair – mój dom. Egipcjanie o swoim kraju.

-Ja to sobie lubię wyobrażać, że jestem w tym kraju na delegacji. Że mój pobyt tutaj jest tylko tymczasowy. Tylko, żebyś nie myślała sobie, że jestem jakimś antypatriotą – ja kocham swój kraj, mam do niego duży sentyment, ale cały problem tkwi w jego mieszkańcach. Jakbyśmy mieli się umiejscowić gdzieś w warstwie społeczeństwa tolkienowskiego Śródziemia to stawiałbym na Królestwo Mordoru Orków! To miasto pęcznieje od wciąż napływających ludzi, którzy lgną do stolicy za lepszym życiem. Problem jest taki, że tu nie ma wolnej przestrzeni dla nowych lokatorów, każdy metr kwadratowy jest już maksymalnie zagospodarowany. Dla wielu rodzin luksusem nie jest wcale standard budynku, w którym mieszkają, ale jakakolwiek wolna przestrzeń. Bo co z tego, że deweloperzy prześcigają się w sprzedaży ponad stumetrowych mieszkań w zamkniętych ghettach dla bogatych jeśli jest to tylko zarezerwowane dla tego małego odsetka zamożnego społeczeństwa? Poza tym napływający ludzie niewiele mają do zaoferowania w postaci użyteczności na rynku pracy. Tutaj edukacja to produkt deficytowy, bardzo pożądany. Jeśli chcesz, żeby Twoje dziecko miało szansę na lepszą przyszłość to musisz w to zacząć inwestować już od przedszkola. I wtedy już tylko się zastanawiasz czy wyślesz dziecko do brytyjskiej, amerykańskiej czy francuskiej placówki? A reszta? Albo wyśle dzieci do publicznej szkoły albo zasilą one biznes rodzinny. Można tylko dociekać źródła tego problemu: wina władzy, systemu? Cokolwiek ten kraj czeka, mam nadzieję, że ja będę już wtedy gdzieś daleko. Tylko żal opuszczać rodzinę…


 

Przez pół życia mieszkała w słonecznej Kalifornii. Może właśnie dlatego Egipt w jej głowie wywoływał zawsze falę melancholii i tęsknoty. Za swoim domem, części  bliskowschodniej tożsamości, która w amerykańskim śnie została częściowa wyparta. Doceniała swoją wielokulturową tożsamość i możliwości jakie to ze sobą niesie, ale mimo amerykańskiego paszportu zawsze czuła się w USA bardziej jak gość niż zadomowiony mieszkaniec. I nie wynikało to wcale z kursu polityki względem Arabów czy jakiejś szczególnej niechęci innych względem jej korzeni. Po prostu tęskniła za tą bliskością, siłą więzi i poczucia wspólnoty, której nigdzie nie da się w tym samym stopniu odtworzyć tak jak w jej ukochanym Egipcie. Kawiarnie pękające w szwach o każdej porze dnia i nocy, śmiech i rozmowy w tumanach fajki wodnej. Przyjaźń tutaj ma inny wymiar. To braterstwo, lojalność i przywiązanie zobowiązujące bardziej niż więzy krwi. Telefon późno w nocy? Możesz liczyć, że Twój bliskowschodni przyjaciel nie zadając wielu pytań ubierze się i przyjedzie do Ciebie jeśli tylko go potrzebujesz. Życzliwość i solidarność. W tłumie nie jesteś tylko przemykającym cieniem, twarzą bez wyrazu. Tutaj Twoja obecność jest zauważona. Jeśli tylko coś przydarzy Ci się na ulicy: wypadek, zasłabnięcie czy zabraknie Ci kilku groszy na bilet to wiedz, że zawsze znajdzie się co najmniej kilka osób, które bezinteresownie Ci pomogą.  Tak, Egipt był jej bardzo bliski. Może zostanie tam tym razem na dłużej.


 

Zasiadają przy wspólnym stole w każdy poniedziałek. Niektóre z sióstr przygotowują swoje dania popisowe, inne po prostu kupują gotowe smakołyki. Inicjatorem spotkania jest sędziwy ojciec, niegdyś gwiazda sportu, trener drużyny narodowej lat 60, który mocno zmalał po śmierci swojej żony. W tych małych spotkaniach odnajduje resztkę sił i pokłady radości, żeby przetrwać kolejny tydzień.  To jedyna okazja, żeby zebrać wszystkie swoje dzieci i wnuki. Mimo, że nie zawsze był wzorowym ojcem czy mężem mocno kochał swoją rodzinę. Często lubi wracać we wspomnieniach do tych świetlanych lat swojego kraju. Lata 60 to rozkwit kinematografii, zagranicznych gwiazd goszczących programy telewizyjne, śmietanki towarzyskiej aktorów, piosenkarzy, sportowców tworzącej część bohemy w kultowych barach czy kawiarniach. Niektóre z tych twarzy migają mu już tylko na czarno-białych obrazach starych filmów lub zdjęć.

Patrzy na swoje córki i jest dumny. Taak, przynajmniej dzieci mu się udały. Każde z nich poszukujące szczęścia na swój sposób. Najstarsza, niegdyś marzycielka i buntowniczka, pomimo upływu lat dalej zaraża uśmiechem i soczystym poczuciem humoru.  Najbardziej zaradna życiowo dorobiła się kariery zawodowej jako prawniczka, ale jak to bywa, w życiu prywatnym już mniej się jej poszczęściło. Miłość jej życia często doprowadzała ją do granic szaleństwa, to z nim i dla niego eksperymentowała z tym co życie oferuje, aż w końcu ta karuzela zepchnęła ją na dno. Wiedziała, że musi zawrócić. Z nim nie było to możliwe, więc zrobiła to sama. Kolejny związek był już z rozsądku, ale nie każdy mężczyzna jest gotowy na niepokorną duszę. To też nie wyszło. Za to w macierzyństwie spełniła się jak nikt inny.

Druga córka dość szybko i młodo wyszła za mąż. Zdobywszy wykształcenie na uniwersytecie i pracując jako asystentka profesora poznała JEGO. Dobrze zapowiadającego się młodego doktoranta starszego o osiem lat. Oczarował ją swoim wigorem i entuzjazmem do życia. Marzył o rodzinie, takim ciepłym i stabilnym ognisku domowym, do którego z chęcią się wraca każdego dnia. Ta wizja oczarowała i ją. Została w domu stojąc na straży tego rodzinnego szczęścia. Nie zawsze jednak było łatwo, dwa mocne charaktery często się spierały, ale w kulminacyjnym punkcie zawsze ratowało ich to poczucie, że choćby było nie wiadomo jak ciężko razem to bez siebie też żyć nie mogą.

Najmłodsza córka zdecydowanie zawsze była najbliżej Boga. Jako pierwsza zdecydowała się na noszenie chusty i ograniczenie kontaktów z chłopcami co mogło być źle odebrane w jej staraniu się o zamążpójście. To ona była największym wsparciem rodziców co robiła bezinteresownie, ale w głębi duszy marzyła o miłości. W końcu kandydat znalazł ją. Co prawda rozwodnik, mieszkający kilka lat za granicą, ale dobry człowiek. To była stabilizacja, o której marzyła.

Ojciec przyglądał się jak córki krzątają się wokół i przygotowują posiłek. Uśmiechnął się do siebie i pomyślał:

“Nasz dom. Mona byłaby ze mnie dumna”.

mohammed-hassan-676101-unsplash

One thought on “Kair – mój dom. Egipcjanie o swoim kraju.

  1. Zazdroszczę, albo współczuję. A tak naprawdę to czym to sie różni od miejsc tysiaca. Z których wvdodatku nie zawsze moźna było sobie pojechać do Kalifornii ☺
    Pozdrawiam Zb

    Like

Leave a comment